Zdystansowanie

Leave a Comment

Me my friend, I have seen many lands, me my friend
I have been far and wide
I have sailed many a tide
I have rolled many a ride
But I wish, me my friend, I could sail to the stars
Have the gift to transport
my whole being, my whole thought
To a world of dreams, my friend
Me my friend, I have loved many girls, me my friend
I have told many lies
I have asked many whys
I have whispered many sighs
But I wish, me my friend, I could have till the end
Someone to love and hold
Through the warmth and the cold
Of my lonely years, my friend
Po co być blisko? Po co angażować swoje myśli i swoje ciało jeśli można utrzymać dystans? Dystans, czyli bezpieczną odległość, która chroni przed niepotrzebnymi, czasem przyjemnymi, lecz na dłuższą metę destrukcyjnymi bodźcami. Dystans jest jak koło ratunkowe, które utrzymuje nas przed opadnięciem w niezbadaną głębinę oceanu. Pozwala nam znieczulić się na wciąż pogarszające się otoczenie. Na świat, który w swym konsumpcjonizmie i w swej rozpuście wtóruje swemu największemu dziełu - człowiekowi; na bliskich, a jednocześnie dalekich, którzy trzymając się za ręce planują jedynie drogę ucieczki; na siebie, największego przyjaciela i wroga, z którym trwa się wiecznie w stanie burzliwej wojny, z paroma krótkimi zawieszeniami broni. Dystans daje możliwość suchej analizy żałosnych tworów rzeczywistości. Daje się zatracić w myślach pozostawiając ciało na bezcelową tułaczkę, odsłonięte, prawie nagie, podczas której, ono, w poszukiwaniu zaspokojenia będzie gubić się w swych pragnieniach i pozbawione opiekuna, mylić pojęcia dobra i zła.
Jednak dystans, jak staje się naszym sprzymierzeńcem, powoli pochłania nas, zjada resztki człowieczeństwa jakie w nas zostały. Droga jest prosta:

Łapiemy dystans - powiększamy go – zatracamy się w nim

W końcu wpadamy w bezdenną dziurę, z której nie ma ucieczki. Ciemność przytula nas do siebie i trzyma. Stajemy się niewolnikami własnego bezpieczeństwa i to co kiedyś miało nas chronić, izoluje nas całkowicie i wysysa coś, bez czego nie istniejemy - uczucia. Wypaczone pojęcia, przefiltrowane przez zbyt dużo myśli bez sprostowania, nie mają nic wspólnego z tym co inni uważają za poprawny stosunek do rzeczywistości - to jedynie karykaturalny szkic. 

Wtedy staramy się zapełnić tą pustkę, ale jest już za późno. Nic nie daje nam satysfakcji, bo nic nie może sprostać skrzywionemu obrazowi, który wykształcił się w naszych głowach. Pozostaje jedynie niezaspokojenie i obojętność na granicy smutku. Czy takie życie w wiecznym pragnieniu jest w ogóle życiem? Okrajając Houellebecq'a "Pożądanie w przeciwieństwie do rozkoszy, jest źródłem  cierpienia, nienawiści i nieszczęścia". Czy życie w samych negatywnych emocjach ma jakiś sens? Co pozostaje osobie skazanej na wieczne pożądanie? 

Next PostNowszy post Previous PostStarszy post Strona główna

0 komentarze:

Prześlij komentarz