Myśli Odnalezione. Osobowości I

2 comments
Zauważyłam, że moje wcześniejsze negowanie rzeczywistości zamieniło się w kompletne przeciwieństwo- w umiłowanie, choć gorzkie i pełne powątpiewań, niczym miłość do zaborczego i surowego rodzica. Świat, który wcześniej nie wydawał mi się nawet interesujący, który chciałam zamienić na krainę z fantazji, teraz stał się moim motorem do działań. Wszelkie myśli, pomysły, spostrzeżenia zaczęły się pojawiać nie w samotności, ale w zetknięciu z "cielesnością" dnia codziennego. Choć przyroda jest jedną z głównych przyczyn, to jednak najważniejsi stali się ludzie. Ludzie których znam, których widziałam tylko przez ułamek sekundy, z którymi wymieniłam pojedyncze uśmiechy i zdania.
To wszystko sprawiło, że postanowiłam stworzyć cykl "osobowości", który będzie zbierał wszystkie przemyślenia na temat różnych osób, które przewinęły się w moim życiu i sprawiły, że jestem tym kim jestem. Dziękuję wszystkim i przepraszam, że ośmielam się często o tak daleko posunięte wnioski, które z pewnością dosyć często będą mijały się z prawdą. Nie będę umieszczać żadnych nazwisk ani imion. 


I.explosionalismus

Wydawało się jakby czas dla niego w ogóle nie minął. Wciąż zachowywał się tak, jakby wcale od naszego ostatniego spotkania nie minęły dwa lata. Widać było, jak wciąż odzywa się z troską, a może czułością, łaknie bliskości, niczym kot, wyrzucony na ulicę, przez ukochaną rodzinę.

Ja też poczułam, jakby czas zaczął się cofać. Nie w tym pokoju, gdzie wszystko cały czas szło do przodu, ale we mnie samej, jak wszystkie postępy, jak całe moje dorastanie cofało się, jak wracałm do bycia niezrozumianym dzieckiem, które zrezygnowało ze świata i przyjmowało wszystko z dziką obojętnością. Nie chciałam odpowiadać na pytania. Po prostu, jego słowa ulatywały w eter, a ja nawet na niego nie spojrzałam. Wpatrywałam się w jeden punkt, wciąż cofając się i cofając, zatrzymując tylko przy momentach, w których pojawiały się nasze dziwne rozmowy. Kiedy wydawało mu się, że w świetle latarni każdy się na niego patrzy, kiedy siadał na schodach klatki schodowej i pytał się czy może mnie pocałować, kiedy mówiłam mu, że nie wiem czy to jest on czy wytwór narkotycznych urojeń. Teraz wiem, że był zakochany. Ja nie byłam. W tamtym okresie nie istniały dla mnie emocje, pocałunki nic nie znaczyły.

Patrzyłam jak gra, ale nie słuchałam tak naprawdę. Chmura przemyśleń sprawiła, że zastanawiałam się tylko, co jest w jego głowie. Widziałam jego twarz, nic nie zmienioną, tak samo smutną, ten sam nieobecny wzrok, choć jak powiedział, jest już czysty, „jak łza, jak biała plama na żółtej ścianie”. To wszystko było w nim. Ta dziwność, oderwanie, którego już się pozbyłam i które teraz wróciło, będące przeszkodą do odnalezienia się w świecie.

Wydaje mi się, że chciał się zmienić, wielokrotnie próbował wyrwać się z okowów własnej osobowości, z tego co go ukształtowało. Piął się w stronę słońca, lecz gdy był już prawie u celu, udawał, że się potyka i szybko wracał do punktu wyjścia. Jego jestestwo niczym złośliwy chochlik ciągnęło go z powrotem w dół, do ciemnej studni, gdzie mógł zamykać oczy i marzyć o słońcu.

(edit. niestety takie chwile są ulotne i mam tylko tyle tekstu, ile uda mi się jednorazowo napisać, będąc pod ciągłym wrażeniem danej rzeczy, więc często posty mogą urywać się lub wydawać nieskończone. Wydaje mi się, że dalsze brnięcie w tekst wprowadziło by pewne zakłamanie, dlatego zostawiam tak jak jest)

Next PostNowszy post Previous PostStarszy post Strona główna

2 komentarze:

  1. Świetny tekst i jeszcze lepszy cykl się zapowiada ;) czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń